Debiutancka powieść gdańskiej pisarki, reżyserki i performerki, Rity Jankowskiej.
O książce tak pisze Patrycja Sikora:
Ten dryf nie jest lekki. Światło oślepia, matki wyrzucają dzieci na brzeg. Znajdziesz tu rodzaj kobiet ulepionych z wilgotnych snów, kobiet polepionych przetrzymaniem. Poczujesz się jak u siebie, umość się w tej promiennej główce. Fraza Jankowskiej uczy ściskać smutek, przerywać krąg. Jesteśmy na etapie „siadaj, jeden”, ale kiedyś zdamy ten egzamin z wyróżnieniem.
oraz Mirka Szychowiak:
To był przypadek. Dryfujące słońca zobaczyłam jeszcze przed redakcją, w wersji tylko trochę roboczej. Już po pierwszej stronie słońca osiadły na mnie jak na mieliźnie. Szczęśliwie – zostały na dłużej. I zostaną. Rita Jankowska od pierwszych stron uświadomiła mi, że oto znalazłam siostrę, o istnieniu której nie miałam pojęcia, że nagle wszystkie moje zapadalne stany, depresje, lęki i strachy odczuwane nawet wtedy, kiedy się ich jeszcze nie rozumie to bagaż, który poza mną, dźwiga ktoś jeszcze. Ciężar, z którym Autorka próbuje się zmierzyć, którego chce się pozbyć. Życie z traumą jest jak nieustanna walka o spokojny oddech. I ten język! Rozedrgany, falujący, pięknie nerwowy, krótkie zdania, często wypluwane wiele razy, powtarzane. Dryfujące słońca słychać – to rzadko spotykane zjawisko. Czytając miałam wrażenie, że przysłuchuję się tekstowi. Gdyby podsumować mój zachwyt, trzeba by było napisać: Pękła mi czaszka i Jankowska wdarła się do środka ze świstem. Pozamiatane.Fantastyczny debiut prozatorski.