„W filmie poklatkowym Ewy Świąc, bo to chyba jest film, długa historia, nie do opowiedzenia szybko i nie do napisania w tydzień, od nas zależy, jak szybko będziemy wyświetlali poszczególne kadry. To w dobrym sensie oszałamiające. Gdy zwolnimy nieco, widać więcej szczegółów i jeszcze więcej cienia. Dopiero staranne odtworzenie pozwala dostrzec uciekające życie. A w nim? Jeśli dzielić książki z wierszami na te o miłości i raczej nie, książka Świąc jest o miłości. Nietrudno też doczytać się w niej tego rodzaju erotyzmu, który zwykło nazywać się subtelnym. Inne lektury, bardziej zaangażowane społecznie choćby, są całkiem możliwe, jednak to ostatecznie obawa przed okiem zaglądającym w oko ożywia te wiersze” – Konrad Kęder.
„Powrót śląskiej antymetafizyczki i wiarołomczyni wiersza obserwującego, który z nagła okazuje się wierszem karmiącym, skarmiającym, poskramiającym – do drżenia na języku i palcach, które głupcy i ich ofiary zwą metafizycznym. Bicie tego wiersza, jednego po drugim, jest punktowe, jego głos surowy i wdzięczny” – Konrad Góra.