Być psem o ludzkim imieniu. Zabawne? Nie dla każdego. Ten tomik nie ma ochoty się podobać. Jest szorstki, nieczysty (lubię to określenie, ma w sobie moc buntu). Prowokuje, by go wygładzić, uczesać, ustawić na miejscu. Wstydliwy paternalistyczny odruch, prawda? „Bóg piszemy wielką literą, o ile mamy na myśli tego, który [..] własnego syna skazał na męczarnie i śmierć. A słowo mama piszemy małą literą” – przypomina, a raczej wypomina Autorka. W rolach głównych: Bóg – rodzaj męski, liczba pojedyncza, okoliczność tworząca związek przynależności, niekoniecznie świadomej i dobrowolnej, matka (nieco do Boga podobna), Judyta, Stefan i inni. Ojciec i syn i dziwka. Amen. Czytać, „choćby nam w pięty poszło”.
Ka Klakla
Wiersze mocne, zaangażowane, wymiatające brudy z najgłębszych zakątków tabu. Słowa tnące niczym brzytwy, obce historie przywołujące znajome obrazy. Ileż w nich trudnych emocji, niesprawiedliwości, ciemnej strony życia, a jednocześnie wołania i wstawiania się za tymi, którym brak sił lub wiary w siebie. Dosłownie na tych kilkudziesięciu stronach wrze. Autorka porusza wstydliwe tematy, rozlicza nierówności społeczne, obnaża mechanizmy takie jak polityka, religia, patriarchat, stosunek do zwierząt, fałszywa moralność. Jednak zawężenie tego tomu jedynie do wymienionych kwestii byłoby zbytnim uproszczeniem, gdyż w rzeczywistości autorka mierzy się z pytaniem o kondycję współczesnego człowieczeństwa, zderza jego definicję z realiami, idee z ideologiami.
Agnieszka Wiktorowska-Chmielewska